Porozmawiamy dziś o landing page’u, na którym można dostać pełnowartościowy produkt za darmo.
Tak przynajmniej mówi T-Mobile w swojej ofercie specjalnej “Rok internetu za darmo”. Sprawdźmy, jak w praktyce zastosowali pewne elementy marketingu online, zobaczmy, ile z tego się sprawdza, i pomyślmy, co można zapamiętać na przyszłość.
Co zachęca do skorzystania z oferty?
Żeby skorzystać z darmowego okresu korzystania z internetu, trzeba najpierw mieć numer w T-Mobile. Tu pojawia się potencjalny problem – w końcu zakładanie konta brzmi skomplikowanie. Jak poradzić sobie z taką obiekcją? Na przykład pokazać, że zakładanie konta nie jest trudne. Już w jednym z pierwszych nagłówków widzimy wzmiankę o “3 prostych krokach”.
Ludzie (zwłaszcza kiedy namawia się ich, by coś kupili) mają tendencję do doszukiwania się haczyków i “dziur w całym”. Dlatego dobrze, że pod informacją o tym, że mobilny internet z T-Mobile jest najszybszy, znalazła się informacja o tym, kto zorganizował test prędkości i gdzie można zweryfikować zasady rankingu.
Co może zniechęcać?
Rzuca mi się w oczy jedna rzecz, która dotyczy nie tyle landing page’a co nazwy oferty na internet. Nazwa oferty brzmi “Bez limitu”, a niżej widzę, że nielimitowane są co prawda rozmowy i SMS-y, ale nie internet. No i, niestety, to nie wzbudza to we mnie jakiegoś szczególnego entuzjazmu: bo w końcu bez limitów czy nie?
Co jest dyskusyjne?
Strona jest wykonana bardzo estetycznie i płynnie się ładuje. W zależności od tego, co klikniemy (na przykład, czy jesteśmy w wybranej taryfie), wyświetli się nam inna, spersonalizowana zawartość. Z jednej strony, dostosowywanie treści do potrzeb użytkownika, to dobry pomysł. Zastanawia mnie tylko, czy w tym przypadku opcji nie jest już aż zbyt dużo i czy nie lepiej stworzyć wielu landing page’y i dostosować je do różnych grup. W ten sposób każda taka strona mogłaby być bardziej precyzyjna.
Najważniejsze elementy tego landing page’a
Sekcja otwierająca jest pierwszą rzeczą, którą widzą odwiedzający. Dlatego musi być dopracowana i przetestowana.
Przejdźmy jeszcze przez podstawy podstaw. Czy landing page jest formalnie w porządku, czy może doszło do nim do jakichś podstawowych błędów? Czytaj dalej!
Design.
Pasuje do brandu jak na mało którym landing page’u. Ten odcień różowego nie dość że jest dobrym wyborem na tło, to bardzo kojarzy się z marką. Swego czasu T-Mobile opierało już swoje kampanie outdoorowe o symbolikę koloru różowego, co też potwierdza, że kolor jest rozpoznawalny.
Zobacz też: jakie znaczenie w reklamie mają kolory?
Nagłówki.
Co tu kryć, to jeden z najważniejszych elementów konwertujących landing page’y. Są logiczne. Jeśli by przeczytać je jeden po drugim podczas szybkiego skanowania strony wzrokiem, to układają się w konsekwentną całość (informacja o specjalnej ofercie, informacja, że można z niej skorzystać w trzech krokach, rozwinięcie tych trzech kroków, gratulacje).
Oczywiście, logiczne nagłówki, które ułatwiają skanowanie tekstu, to tylko jedna z istotnych cech stron docelowych. Przejdź do tego wpisu i poznaj 8 zasad skutecznych landing page’y.
Formularz.
…a raczej jego brak. Bo kto powiedział, że każdy landing page musi zbierać leady? Ten na przykład zachęca do kliknięcia w link odpowiedni do sytuacji użytkownika. Oby tylko skutecznie, bo generalna zasada mówi, że im więcej linków dostępnych do kliknięcia, tym mniejsza szansa, że użytkownik kliknie w któryś z nich. Mnogość wyboru potrafi przytłoczyć.
Jeśli celem Twojej strony jest zachęta do kliknięcia w link, w analizie skuteczności działań zwróć uwagę na CTR – współczynnik klikalności.
Call to action.
Przycisków jest wiele. Część z nich przenosi w odpowiednie sekcje strony, a część zabiera na inne podstrony. Widzę tu taki plus, że nie trzeba scrollować landing page’a, by – na przykład – wrócić na sam początek. Ale z drugiej strony, ponownie – więcej możliwości to mniejsza szansa, że użytkownicy wybiorą którąś z nich.
Zobacz też: jak stworzyć skuteczne call to action.
W Marketingowej Stronie Tygodnia oceniamy ciekawe i popularne landing page’e z polskojęzycznego internetu.